Już w Czerniewicach zaczęło pierwszy raz padać, uciekłam chmurce, ale potem zmokłam jeszcze cztery razy. I tak dopięłam swego, plan wykonany! Niestety dwutygodniowy urlop powoli się kończy............
Za namową Polssona wstałam o 5.40, a ruszyłam o 6.05. No i dobrze, bo słońce tak "dawało", że nie wiem ,jak bym dała radę tylko w samym upale. Przez 5 dni wypiłam 25 litrów wody mineralnej i zjadłam 22 bułki z serem / chyba już ich nie lubię?!/, no i sporo, sporo bananów, nie wiem w końcu ile. Bałam się jeść w barach, czy na stacjach benzynowych. Dokonałam tego, czego sama się nie spodziewałam, a dzisiaj nie dosyć, że pierwsza "stówa", to jeszcze trochę "na górkę". A całość.........to wycieczka mojego życia! Było cudownie!!!!
Szło bardzo dobrze, żałowałam, że nie wyznaczyłam dłuższego odcinka, zawsze miałam kłopoty z wiarą w siebie?! Horrorem buło przejechanie krótkiego odcinka "7" przez Wisłę. Było pobocze, ale tyle aut, że głowa boli. Do Subkowy dojechałam o 14.00, więc bardzo szybko. a nocleg w Spichlerzy w Subkowy to dopiero były apartamenty! Blokada drzwi z krzeseł obowiązkowa, bo znów byłam sama! Droga była ładna, pusta, bez dziur, samochodów, nie licząc przedmieścia Tczewa. Pod wpływem sugestii Polssona decyzja o jutrzejszy powrocie do domu bez noclegu w Grudziądzu. No, zobaczymy?