Okazało się, że w tym półmaratonie brali udział oprócz Paulinki i Polssona również Sullivan i Sławek. Z Sullivanem była rodzina, no i jak się okazało, że jego mama to Tereska z basenu, gdzie razem pływamy, to muszę przyznać- było naprawdę dużo radości! Nie powiedziałam jednak Teresce z tych emocji, że uwielbiam jej syna, ale będzie na to okazja we wrześniu, gdy znów się spotkamy na pływaniu.
Dzisiaj zachciało mi się wracać z Mirakowa nową drogą. Wiatr był taki, że jestem wykończona! Pożywiłam się pod koniec obwarzankami kupionymi w Świerczynkach.
Czaiłam się na Nieszawę już od dawna, wreszcie dotarłam! Na wjeździe do miasteczka byłam pod urokiem miejsca, jak pięknie jest położona . Niestety po wjeździe na "Rynek", czar prysnął. Budynki w centrum zabite deskami, żadnego życia, żadnego ruchu. A obok, dosłownie obok Wisła pięknie zakręca, widok... bezcenny! No, ale cóż, rzeczywistość była szara, choć to za mało powiedziane. Ogólne wrażenie bardzo, bardzo nieciekawe. Zjadłam i ruszyłam do Torunia. Jedynie widoki z roweru, jadąc wzdłuż Wisły, zrekompensowały doznania z Nieszawy.
Już mam trochę dosyć tego deszczu! Co jadę się wykąpać do Mirakowa, to po drodze pada. Chociaż muszę przyznać, że kąpiel w deszczu, to akurat fajne uczucie, woda jest wtedy najlepsza. Ale mogłoby się już "wypadać", bo człowiek miałby ochotę skorzystać wreszcie ze słońca. Mam nadzieję, że do 14 lipca się wypogodzi na tyle, że już bez deszczu, będę mogła ruszyć nad morze! Nie mogę się doczekać!!!